Hej!
To ja, Julia. (Rozbrykany Kucyk). Przepraszam, iż wczoraj nie było żadnych postów, ale po 3 spędzonych godzinach na Hipodromie i nocy u koleżanki, zabrakło mi czasu. :/ No cóż właśnie teraz tu jestem, aby opisać dokładnie wczorajszy dzień. ;)
Zaczęło się od wcześniejszego przyjazdu. Weszłam do siodlarni, spojrzeć na kim będę jeździć. Nowy mazak na tablicy! xD Nie mogłam się rozczytać, a wtedy pani Angie weszła i powiedziała żebym ja i moja siostra wyczyściły Zygzaka i Bentley'a. <3 Yey! Jazda odbędzie się na Bennym! Bardzo się ucieszyłam i poszłam po szczotkę. Benek ja to Benek kulił uszy w boksie, ale gdy weszłam do niego i zaczęłam go głaskać od razu przestał. :) Potem wyprowadziłam kucyka i poszłam po ekwipunek. Oczywiście nie miałam gdzie położyć ogłowia. :P Wreszcie wymyśłiłam, że zawieszę je na boksie Kasztana. ;D Gdy mocowałam się z założeniem w miarę prosto siodła, moja instruktorka wróciła od Zyzola i powiedziała że ona dokończy i poszłam się przebrać.
Jak nareszcie założyłam bluzę, kask, kamizelkę, zdjęłam kurtkę, czapkę i chustę, wsiadłam na Bentley'ka i pojechałam na dużą halę. Stęp, wolty, zmiany kierunku i kłusik. :) Kucyk jak zwykle, kiedy poczuł, że chcę jechać kłusem, strzelił jak rakieta. :D No cóż trzeba było zwolnić. Wszystko szło dobrze, tylko podczas kół w A lub C, Zygzak wjeżdżał w zad Bentley'owi, a tan zaczął kulić uszka i prawie go kopnął, ale na szczęście zorientowałam się na czas i docisnęłam łydkę. ;) Nie wiele później pani ustawiła drąg i krzyżak. Chyba wiem co to znaczy... ;)
No tak skoki! Instruktorka wyjaśniła: ,,Najazd na drążek, jedź aż do ściany, potem koło w A w półsiadzie i na przeszkodę. :) Bentley bardzo ładnie skakał, ale mi trochę nogi topiły się w strzemionach. :/ No cóż tak się zdarza... Zyzolec i moja siostra cały czas ścinali zakręt, więc mi było trochę trudniej. :\ Oj tam szło nam dobrze. :) Potem Zyg-Zak i Misia podjechali na lonżę na galop. Ja w tym czasie spokojnie kłusowałam i manewrowałam. Nadeszła pora na mnie. Próbowałam zagalopować w jednym narożniku, ale coś nam nie wyszło. (westchnięcie) Ok jeszcze raz. Teraz było o wiele lepiej. :) Trochę poćwiczyłam, a w tym czasie pani Angie ustawiła dosyć sporą jak dla mnie stacjonatę, ale dla Benka to pestka. ;) Szło dobrze tylko podczas skoku te strzemiona... Miałam je wtedy niedaleko pięty. :( Obiecałam sobie, że na następnej jeździe nad tym popracuję. Koniec tego dobrego!
Potem już tylko uspokajający stęp. :) Ah no tak! Zapomniałam dodać, iż przed galopem ujrzałam w drzwiach moją przyjaciółkę z klasy, oraz wierną czytelniczkę bloga, Julkę. ;)
Wróciliśmy do stajni, rozsiodłałam Bennego, rozebrałam się, pożegnałam z kochaną instruktorką i kucykiem, no i poszłam do Hippiki, gdzie jeździ Julka. :) Akurat wychodziła ze szkółki, wraz z panią i Berkiem. Przywitałam się, a na hali spróbowałam jej podciągnąć strzemiona. ;D W końcu pani Julka, jej przesympatyczna instruktorka to zrobiła. ;) Zaczęła się jazda, na hali było ok. 7-9 koni, a ja jak prawdziwa instruktorka, usiadłam na krześle na środku pomieszczenia. :D Julce szło świetnie! Bardzo mi się podobało, a ta godzina minęła tak szybko... Nie licząc końca jazdy, gdy się zorientowałam, iż na oparciu mojego krzesła, siedzi ogromny, jak dla mnie pająk! $@%)!@*)&^ CO MAM ROBIĆ?!
Modląc się, aby był nieruchomy wstałam i na szczęście nikt się nie zapytał, dlaczego stoję. ;) Zaczął się ruszać, pełzał po tym krześle... Brrrr na samą myśl o tym zrobiło mi się słabo.
Ufff jazda zakończona! Przytrzymałam Bereczka, kiedy Julka zakładała mu derkę, i zrozumiałam, że jest -3 stopnie! Ja cię czekałam na to i czekałam! Już nie długo śnieg! Wyobrażałam sobie, jak by to było super gdybym tak galopowała na śniegu... Ok koniec rozmarzania. Wróciliśmy do stajni, rozebrałyśmy tego olbrzyma i jeszcze ostatni raz w tym tygodniu zajrzałam do Galoopki... Bentley z niestety skulonymi uszkami jadł sianko, Kasztan się drapał, Hansik cierpliwie czekał na jazdę... Ten obraz już na zawszę zostanie w mojej głowie...
Gdy wracałam z Julką i jej mamą do domu, jeszcze zajechałyśmy po fryty do Mc i oglądając na YT Bzdurnego Kartona dojechałam do domu. Zjadłam obiad i do Zosi...
To na tyle, mam nadzieję że się podoba, bo pisałam 2,5 godziny i się bardzo starałam. ;)
Postaram się jutro coś dodać, ale nie obiecuję!
Do zobaczenia! Pa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz