3o CZERWCA 2015 i cała reszta wakacji...
Tego dnia wsiadłam w samochód z 7 bagażami i wyjechałam. Gdzie? Do Königs w Niemczech. Taka wioska niedaleko Berlina ;) Zakwaterowaliśmy się w jakimś małym hotelu na jedną noc, a następnego dnia o 7:00 pojechaliśmy na lotnisko Berlin-Schönefeld. Z terminalu C wylecieliśmy nie długo później, a ja miałam w głowie jedynie myśl: Ufff, 1 startowanie za sobą jeszcze 3 i 4 wylądowania... :P W Madrycie byliśmy 2 godziny później, ale podczas lądowania były turbulencje, ponieważ wlatywaliśmy tak gdzie było ciepłe powietrze... właściwie to GORĄCE. Z góry wszystko było żółte... Masakra :P I weź w takich warunkach wytrzymaj 10 dni... Ale ok, wylądowaliśmy i wyszliśmy na autobus 200. Mieliśmy jechać 3 przystanki, tymczasem okazało się, iż autobusy w Madrycie nie zatrzymują się na każdym przystanku. :P Dojechaliśmy do dworca autobusowego i przystanku metra Avenida de América. Czyli jakieś 2 kilometry w 35 stopniach z 7 bagażami...
Tutaj macie taka mapkę, która pomoże Wam się trochę zorientować :P
Dobra, nie będę jakoś bardzo przedłużać, powiem tyle, że było ciężko, ale zbawieniem było to, iż ten hotel miał basen <3 xD Więc gdy weszliśmy do hotelu to normalnie zbawienie, do pokoju na 8 piętrze (windą :P) i na basen c: Było bardzo fajnie, ogólnie najpierw było zimno potem przyjemnie :P
Gdy tak codziennie chodziliśmy po całym mieście + jazda metrem - trzeba było pójść do basenu i poskakać tak ja w Celebrity Splash :P Raz byliśmy w Muzeum Prado... 5 godzin oglądania prawie takich samych obrazów... KOSZMAR, KATORGA, MĘKI...
Uch, gdyby nie ten basen nie wytrzymałabym... Raz nawet podczas zwiedzania temperatura wzrosła do... 41 stopni Celsjusza :o Szybko na metro i do domu, znaczy się hotelu :P Ogólnie Madryt był bardzo fajny, ale najlepsze basen i metro <3 :P
Najczęściej jeździliśmy 7 (pomarańczowy)
Dobra to chyba na tyle jeśli o Madryt chodzi. 07.07.15 mieliśmy samolot do Porto w... Portugalii?! No jasne xD Moi rodzice chcieli wyjechać na długo i jednocześnie w dużo miejsc... A więc wynajęliśmy mieszkanie w Villa Nova De Gaia, nad oceanem :) Ogólnie tam było tak: 00:13 w Polsce - 23:13 tam :D A że na samolot czekaliśmy 3 godziny, zaczęłam czytać serię książek o koniach. Jinny z Finmory. Genialne :) Gdy byliśmy już w Portugalii non stop to czytałam, bo tam (na szczęście!!!) nie zwiedzaliśmy raczej miasta i okolic, bo nie było czego. :P Tylko w Porto byliśmy, tam jest taki wielki most :D
Ale śliczne zdjęcie :) Tak poza tym to trochę na basenie byliśmy, ale nic ciekawego: basen. Nie tak jak w Madrycie... :/ No ale cóż, w Portugalii nie było tak gorąco i można było spacerować po plaży :)
Hmm, co tam jeszcze było... Raczej nic ciekawego, więc nie będę Was zanudzać (chyba że już to zrobiłam). 3 Ryanair był w kierunku Madrytu, gdzie musieliśmy czekać na już ostatni samolot do Niemiec 7 godzin, więc wyszliśmy z lotniska przypomnieć sobie to cudowne miasto :)
Już w Berlinie, w naszym samochodzie, byliśmy tego samego dnia.....
O BOŻE! Zapomniałam powiedzieć! Mój tata zamówił taksówkę na 4:45 (taksówkarz niby mówił po angielsku..) i gdy czekaliśmy w tych ciemnościach, bo jeszcze nawet słońce nie wstało, Szanowny Pan Taksówkarz nie wiedział gdzie ma jechać i przyjechał 20 minut po czasie. Obiecał (po portugalsko-angielsku), iż na lotnisku będziemy za ,,ten minuts''. Tam się jedzie ponad pół godziny o.O A więc Szanowny Pan Taksówkarz jechał z prędkością 160km/h i nie zwracał na nic uwagi. Chyba się przejął opóźnieniem... No ale zdążyliśmy :D :P
...w 3 państwach ale już czułam się jak w domu. Znów byliśmy w Novotelu. :) Ten bufet śniadaniowy był wspaniały.. :) Zwiedziliśmy trochę i wschodni, i zachodni Berlin, kupiliśmy parę Schleich'ów i do domku! :D W końcu, po 3 tygodniach... Jednak wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej ;) 2 tygodnie przerwy i wyjazd.. nie, nie na obóz: do Czarliny :D Ośrodek Wypoczynkowy Politechniki Gdańskiej na Kaszubach, w lesie nad jeziorem... Były bardzo fajne osoby, co parę dni graliśmy w podchody... (o północy chodzenie po lesie i straszenie się nawzajem ;)) To były fajne 2 tygodnie. :) A najlepsze było wskoczenie do jeziora około 20. xD Gdy wróciłam do domu, miałam tydzień do obozu jeździeckiego, o którym marzyłam. Do galopu po plaży... Do niezapomnianych przyjaźni, nie tylko człowiek - człowiek... ;)
I tam właśnie poznałam Literatkę, najukochańszego kucyka walijskiego na świecie... <3
Opowiem Wam w skrócie: były 32 dziewczyny, obozowiczki 2 chłopaków (pan Wojtek i pan Kuba:P) Mają nawet fanpage na Facebooku!
Poznałam tam fajne dziewczyny, Ninę, Korę, Julkę, Martę, Martynę, Dominikę... Super konie <3 Najlepszego instruktora, pana Wojtka... :P Panią Werę, panią Natalię, super wychowawczynie... Genialnie było :)
Jestem ta druga, na Literatce :)
No dobrze, chyba już wszystko wiecie :P Wiem, że nie opisałam dokładnie obozu, ale komu by się chciało. Jeszcze byłoby tak jak z zimowiskiem :P
To paa! <3
PS Namówię Zosię aby napisała post :P